Posługa naszych współbraci w kapelanii wojskowej.

Foto: {[description]}
Przeczytanie artykułu zajmie Ci 4 minuty

Posługa naszych współbraci w kapelanii wojskowej.

Cechą salwatorianów jest jedność w różnorodności. "Wszelkimi środkami!" nakazał nam głosić bł. Franciszek Maria od Krzyża Jordan! Wczorajsze urodziny ks. Stanisława Pieczary SDS, który posługuje w naszym sanktuarium Maryjnym w Merrillville stały się przyczyną przypomnienia o szczególnym miejscu posługi naszych współbraci: kapelanii wojskowej.
{[description]}

Ks. Stanisław Pieczara SDS, któremu życzymy wszystkiego najlepszego, jest weteranem Air Force USA, dosłużył się stopnia majora. W Stanach Zjednoczonych z Polskiej Prowincji Salwatorianów w Air Force służył również ks. Wiesław Strządała SDS, w stopniu pułkownika. Obecnie w wojsku z naszej prowincji posługują:

Ks. ppłk Ireneusz Biruś SDS

Ks. ppor. Łukasz Karasiński SDS

oraz w Wojskach Obrony Terytorialnej ks. por. Marek Domański SDS.

Jak wyglądała droga ks. Stanisława Pieczary SDS do bycia kapelanem? Przeczytaj niesamowitą historię ucieczki z Polski i służby w Air Force:

Ks. mjr Stanisław Pieczara wspomina o swojej drodze do munduru Sił Powietrznych USA z żywą jasnością: daty, godziny, miejsca, a nawet numery pokoi.

Poczuł swoje powołanie do kapłaństwa mając zaledwie 5 lat. Już w czwartej klasie był ministrantem i nie miał innych marzeń niż zostanie księdzem. W wieku 16 lat Stanisław postawił sobie za cel pójście do seminarium i dołączenie do diecezji w Krakowie. Komunizm jednak pokrzyżował te plany.

"Pod koniec roku szkolnego jeden z nauczycieli próbował zwerbować wszystkich uczniów do Związku Młodzieży Socjalistycznej - a ja odmówiłem. Kiedy odmówiłem, nauczyciel zapewnił mi, że nie przejdę do następnej klasy."

Brak ukończenia szkoły oznaczał dla niego utratę miejsca w krakowskim seminarium. "(Nauczyciel) zamierzał zrobić wszystko, aby zniweczyć moją edukację".

Zdruzgotany, 16-letni chłopak wsiadł następnego dnia do pociągu do szkoły, by odebrać dokumenty. Siedział zgarbiony i z ponurą miną, Przypadkowo jednak spotkał swojego wujka, księdza salwatorianina.

"On powiedział 'Nie martw się. Pomogę ci.' Tydzień później miałem spotkanie z przełożonym prowincji salwatorianów. Dwa tygodnie później dostałem list przyjmujący mnie do niższego seminarium na trzy lata".

Dziewięć lat później przyjął święcenia…

Partia Komunistyczna w Polsce miała jednak dość po Mszy ojca Stanisława Pieczary, która odbyła się 14 grudnia 1981 roku. Zaledwie dzień wcześniej, wprowadzenie stanu wojennego przez sparaliżowało kraj. Chociaż ks. Pieczara przygotował wcześniej radosne kazanie na trzecią niedzielę Adwentu, to po ogłoszeniu stanu wojennego musiał ostro potępić tragedię stanu wojennego.

"Nie mogłem odprawić radosnej Mszy, gdy ludzie płakali. To nie był szczęśliwy czas."

Siedem lat po otrzymaniu sutanny, sbecja przyszła po niego pierwszy raz. Pieczara był jednak tak chory, że wyglądał jakby miał umrzeć. Komuniści go po prostu zignorowali, mając nadzieję, że nie dożyje sylwestra; jednak 30 grudnia przyszli znowu - trzech członków służb o godzinie 8 rano - i zabrali go na komisariat policji - Pokój 206.

W ciągu zaledwie 16 dni jego wiara była wystawiona na próbę. Chociaż dalej chorował z powodu ciężkiego zatrucia co uratowało go przed przesłuchaniem wcześniej, to trzech funkcjonariuszy w długich płaszczach uznało go za wystarczająco zdrowego do przesłuchania i zaczęli zadawać "tysiące" pytań, opowiada ks. Pieczara.

"Po czterech godzinach przesłuchania nie udało im się niczego ze mnie wydobyć", powiedział. "Po tym punkcie zacząłem opowiadać kawały. To ich całkowicie wyprowadziło z równowagi."

Ks. Pieczara dobrze znał ich taktykę. Wielokrotnie wcześniej widział śledzących go funkcjonariuszy SB. Nieraz próbował ich zgubić i chronił się w różnych znajomych miejscach. Czasami drażnił ich, kłaniając się z uśmiechem w swoim czarnym habicie.

Ks. Pieczara wiedział jednak, że to poważna sprawa.

"Żartowałem sobie z nich, ale jednocześnie drżałem. Nigdy nie wiedziałeś kiedy przyjdą i cię pobiją, porwą lub zabiją", dodał.

W październiku 1983 r. miał już dość. Zdobył kontakty w kościele w Anglii, gdzie zgodzili się pomóc mu w uzyskaniu paszportu, nauczeniu go angielskiego i przewiezieniu do Wielkiej Brytanii.

Pieczara nigdy nie rozważał obywatelstwa amerykańskiego, gdy uciekł przed rosyjskim uciskiem w 1983 roku. Jego oczy były skierowane na Kanadę lub Australię i, jego pierwszy cel, Anglię. Służył jako salwatorianin w Wielkiej Brytanii przez prawie cztery lata.

Prowincjał poprosił go o przeprowadzkę do Indiany w 1987 roku. Ks. Pieczara mówił, że walczył z decyzją, ale ostatecznie się na nią zgodził.

Po rozwiązaniu kilku problemów z paszportem - spowodowanych głównie przez polski departament sprawiedliwości - Pieczara znalazł się w Merrillville, w stanie Indiana.

Ale nie na długo. Po roku Pieczara odprawiał Mszę w East Chicago, Ill., i ostatecznie trafił do Phoenix, służąc dla ponad 72 000 polsko-amerykańskich obywateli tej społeczności.

Zawsze jednak chciał zostać kapelanem wojskowym.

"Zawsze chciałem być kapelanem wojskowym - nawet w Polsce", powiedział. "Odmówiłem sobie tej myśli, bo bałem się, że komuniści będą mi płacić. Mój ojciec wpoił we mnie wielką wrogość wobec komunistów.”

Natomiast myśl o służeniu amerykańskiemu wojsku odpowiadała mu całkowicie. Pieczara nie był jednak obywatelem amerykańskim. Zapytał urzędnika rekrutacyjnego na Bolling Air Force Base, D.C., czy mógłby zostać kapelanem bez obywatelstwa i usłyszał "nie".

Zadzwonił do kilku znajomych - takich jak senator John McCain. Ale odpowiedź była nadal taka sama - bez obywatelstwa, niemożliwa służba w wojsku..

17 lipca 1992 roku ks. Pieczara zdobył obywatelstwo amerykańskie. W ciągu miesiąca mógł dołączyć do korpusu kapelanów Sił Powietrznych.

Po 11 latach służby, ks. Pieczara pięć razy był na misjach w takich miejscach jak Arabia Saudyjska, Kuba i Bośnia. Był jednym z ówcześnie 104 księży służących ponad 68 400 katolików w mundurach Air Force.

Przystosowanie do życia wojskowego zajęło trochę czasu. Kiedy wstępował do służby, dosłownie niczego nie miał. Salwatorianie jednak zapewnili mu niemal wszystko, czego potrzebował - miejsce do spania, ubrania i samochód.

"Musiałem kupić wszystko od igły po samochód", powiedział. "Bardzo polegałem na zgromadzeniu.”

Dzięki służbie w Air Force mógł się nauczyć pracy w różnorodnej społeczności amerykańskiej, także wśród osób o innych wyznaniach.

Zakończył swoją służbę w stopniu majora. Pracuje dalej w salwatoriańskim sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej w Merrillville.

Wywiad z ks. Stanisławem:

https://www.af.mil/.../chaplain-recalls-journey-from.../


Salwatoriańscy kapelani wojskowi Zobacz galerię